czwartek, 29 sierpnia 2013

Miniaturka 2.

 Stara/Nowa miłość. 
  Od wojny minął już rok. Harry Potter nadal był uznawany za Wielkiego Wybawcę Świata oraz Wybrańca. Mimo, że mógł przyjąć posadę aurora w Ministerstwie Magii, postanowił wrócić do Hogwartu razem z Ronem i Hermioną.
   Chłopiec, który przeżył dwukrotnie, siedział w jednym z foteli w Pokoju Wspólnym Graffidnoru. Przez cały czas, odkąd wojna dobiegła końca, nie było dnia, w którym nie myślałby o całym tym bagnie, w którym zginęło tak wiele czarodziei. Nie mógł się pogodzić, że przed niego Ci wszyscy ludzie tyle wycierpieli. Pomimo, że wszyscy powtarzali mu, iż nie nikt nie zginął przez niego, a w walce o lepsze jutro, obwiniał się. Miał wyrzuty sumienia, że przez niego Hermiona musiała cierpieć. Zbliżyli się do siebie, sami nie wiedząc kiedy.  Ona nie była dla niego już jak zwykła przyjaciółka. Chciał czegoś więcej i to często kłócił się z Ronem, który pomimo, że miał Lavender dalej ingerował w sprawy sercowe Hermiony. Rudowłosy miał za złe Harry'emu, kiedy ten powiedział, że Hermiona mu się podoba. Twierdził, że jest to tylko kolejna zachcianka słynnego Wybrańca. Harry nie podzielał jego opinii. Czuł, że to głębsze uczucie i nigdy nie chciałby skrzywdzić dziewczyny.
   Gdy wchodził do swojego dormitorium spotkał Hermioną. Zdobył się w końcu na odwagę i zatrzymał ją.
-Hermiona-zaczął, a widząc pytające spojrzenie dziewczyny kontynuował:-z kim idziesz na bal?
-Z nikim-odpowiedziała.
-A nie poszłabyś ze mną może?
-Chętnie.  
-Naprawdę?
-No, tak.
-To będę czekać jutro w Pokoju Wspólnym o 16:50.
-Okey-kiedy oboje trochę odeszli odwrócili się do siebie.
-Dobranoc-powiedzieli równocześnie i uśmiechnęli się. Po chwili zniknęli za drzwiami swoich dormitoriów. Harry rzucił się na łóżko i sam nie pamiętam, kiedy zasnął. 

***
   Obudził się w znakomitym humorze. Przebrał się i zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Przy stole Gryfonów siedziała już Hermiona. Uśmiechnęła się do niego, gdy usiadł obok niej. Szybko zjadł i udał się do swojego dormitorium.
Punktualnie o 16:50 czekał na Hermioną w Pokoju Wspólnym. Miał na sobie szatę wyjściową. Po kilku sekundach na szczycie schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt pojawiła się Hermiona w pięknej, miętowej sukience. Na nogach miała czarne szpilki z ćwiekami.Harry był w szoku i nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Dziewczyna podeszła do niego.
-Wyglądasz...nieziemsko-stwierdził, a dobranie odpowiednich słów zajęło mu dość sporo czasu.
-Dzięki, ty też niczego sobie. 
-Idziemy?-zapytał podając jej swoje ramie. 
-Jasne-wyszli razem z Pokoju Wspólnego. 
Wielka Sala była pięknie udekorowana. Dumbledore stał na scenie, gdzie czekał już zespół muzyczny. Wszyscy obecni byli zszokowani widokiem Hermiona i Harry'ego, którzy właśnie weszli, a za nimi Draco Malfoy i Luna Lovegood. Po wojnie stosunki pomiędzy Potterem i Malfoy'em znacznie się polepszyły. Nawet Hermiona przekonała się, że Ślizgon nie jest taki zły. Draco stał się dużo lepszy niż Ron, który zmienił się bardzo, co szokowało nawet jego rodziców. Teraz Weasley siedział z Lavender przy jednym ze stolików i mierzył nienawistnym spojrzeniem Harry'ego. Hermiona próbowała kiedyś wypytać go o to, ale odpowiadał, że on nie rozumie przyjaciela i kończył temat. 

***
   Bal trwał dobre pięć godzin. Większość par tańczyła gdzieś na parkiecie, a niektórzy siedzieli przy swoich stolikach. Po raz pierwszy w historii Hogwartu dwa znienawidzone domy, Slytherin i Gryffindor, pogodziły się i to dzięki Draconowi i Harry'emu, którzy cały bal spędzili razem ze swoimi partnerkami w swoim towarzystwie. Kiedy dochodziła 22 Dumbledore kazał Potterowi zabrać głos. Chłopak wzbraniał się przed tym, ale po namowach innych zgodził się. 
-Zupełnie nie wiem co mam powiedzieć-zaczął.-Chce Wam wszystkim podziękować. Pomimo, że wiele osób uważa, że jestem Wybrańcem, ja wcale tak się nie czuję. Dzięki Wam Voldemorta już nie ma i wszyscy żyjemy z wolnym świecie. Dziękuje-po zakończeniu przemówienia zszedł ze sceny i podszedł do swojego stolika, gdzie siedziała już tylko Hermiona.-Gdzie się podział Malfoy i Luna?-zapytał. 
-Wyszli-oznajmiła dziewczyna.-Ja już chyba też pójdę. Jestem trochę zmęczona. 
-W takim razie, chodźmy-oświadczył Potter i razem z Hermioną wyszli. Przez całą drogę do Pokoju Wspólnego pokonali w ciszy. Kiedy Granger chciała odejść, chłopak złapał ją za nadgarstek i przycisnął do najbliższej ściany. Pocałował ją delikatnie, a kiedy oddała pocałunek, pogłębił go. Objął ją w talii, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Nie pamiętali ile tak stali, ani kiedy ich pocałunki przerodziły się w namiętną noc. 

***

   Obudził się, kiedy promienie słońca padły na jego twarz. Obrazy poprzedniej nocy zaczęły uderzać do jego głowy. Przypomniał sobie, co się wydarzyło i kiedy obrócił się w stronę, gdzie powinna leżeć Hermiona, napotkał tylko jakąś karteczkę. Chwycił ją i przeczytał. 
Harry,
to, co wydarzyło się wczoraj nie powinno mieć miejsca.  Nie potrafiłabym spojrzeć Ci dzisiaj w oczy, dlatego poprosiłam Dumbledore'a, żeby pozwolił mi teleportować się z Hogwartu. Nie szukaj mnie i po prostu zapomnij. To i tak nie miało przyszłości. Ułóż sobie życie i nie przypominaj tego. 
Hermiona 
Zgniótł kartkę w kulkę i rzucił gdzieś w kąt. Spojrzał na zegarek, który wskazywał za pięć ósmą. Szybko się ubrał i zszedł na ucztę pożegnalną. Wszyscy już siedzieli na swoich miejscach. Miał nadzieję, że Hermiona jednak nie odeszła, ale pomylił się. Nie spotkał jej na uczcie, ani w pociągu. Każdy widział, jak bardzo mu źle z tym faktem, że już nigdy może nie spotkać dziewczyny swojego życia. Na peronie nie było nawet jej rodziców. Dowlókł się do domu przy Grimmauld Place bez dalszej chęci do życia. 

***
   Przez cztery lata życie Harry'ego Pottera, obecnie szefa biura aurorów bardzo się zmieniło. Cały czas miał nadzieję, że któregoś dnia spotka Hermionę, jednak co wieczór kładł się spać bez entuzjazmu. W tym roku obchodził swoje 23. urodziny. Od paru tygodni spędzał coraz więcej czasu w domu i zauważył, że jest w nim o wiele za pusto, więc postanowił kupić jakieś mniejsze mieszkanie w centrum Londynu. 
Był początek lipca. Słońce świeciło nie miłosiernie. Harry dopiero co wprowadził się do nowego mieszkania. Jego przełożony, którego w ogóle nie widział na oczy, dorzucał mu sporo papierkowej roboty, za którą nie nadążał. 
Niedzielny poranek. Wracał właśnie z zakupów. Wjeżdżał windą na siódme piętro, gdzie mieszkał. Kiedy drzwi windy otworzyły się, w drzwiach do mieszkania obok jego ujrzał piękną szatynkę. Rozpoznałby ją wszędzie. Na przeciwko niej stał wysoki brunet z ciemną karnacją, a na rękach trzymał trzyletnią dziewczynkę. 
-Grzeczna była?-zapytała kobieta. 
-No, a jak? Za długo przebywa z wujkiem-odpowiedział mężczyzna.
-I tego się obawiam. 
-Hermiona, mogę jutro wziąć wolne?
-Ale jak? Jutro jest konferencja, na której masz się zjawić.
-Nie, ma się zjawić ktoś z szefostwa. 
-Ale ty od tego jesteś!
-Ale ja też mam prawo do wolnego! 
-Dobra, ale pojutrze odpisujesz raport. 
-Stoi-mężczyzna podał szatynce dziecko, a ta pożegnała się z nim i zamknęła drzwi. 
Potter wszedł do swojego mieszkania i postawił zakupy na blacie kuchennym. Zrobił sobie kawę i zajął się papierami. Zanim się z nimi wszystkimi uporał minęła 15. Wyszedł na balkon, żeby rozprostować kości. Na balkonie obok stała mała dziewczynka.
-Julia!-usłyszał głos kobiety, która po chwili wybiegła do dziecka i chwyciła je na ręce.-Chcesz wypaść? Nie wolna wchodzić samemu na balkon, kochanie.
-Ale cemu?-zapytała dziewczynka.
-Bo możesz wypaść i mamusia będzie bardzo płakać. 
-Ale ja nie ce wypaść. 
-Kochanie, ale możesz wypaść nawet tego nie chcąc. Po co tu w ogóle wyszłaś?
-Bo ciałam popaczeć. 
-To mogłaś powiedzieć.
-Cześć-obok kobiety i dziecka pojawił się wysoki blondyn, który pocałował je obydwie w policzek. 
-Hej, gdzie Luna?
-Śpi, bo maluszek daje jej w kość. 
-Mógłbyś być przy żonie. 
-Ale mi się nudzi, no. 
-Tobie non stop się nudzi. Chcesz może kawy, albo herbaty?
-Kawę. 
-Mamo, ja ce jesce pooglądać-jęknęła dziewczynka.
-To wujek Cię weźmie, co?-zapytał blondyn, który po chwili stał już sam z dzieckiem na rękach i pokazywał widoki Londynu.
-A tam?-zaciekawiła się dziewczynka pokazując na London Eye.
-Tam jest London Eye, czyli taka duża karuzela... Cześć, Potter-odezwał się do Harry'ego, który stał nadal w drzwiach swojego balkonu i patrzył przed siebie. Ocknął się na dźwięk swojego nazwiska. 
-Cześć, Malfoy-odpowiedział. 
-Od dawna tu mieszkasz?
-Od dwóch dni. Twoja córka?
-Nie, moja chrześnica. To córka Hermiony. Ja mam syna. 
-Nadal jesteś z Luną?
-No. A ty? Nadal się nad sobą użalasz?
-Spadaj, co?
-Żartuję tylko. Widać, że jest lepiej niż ostatnio kiedy się widzieliśmy. 

***
   Ministerstwo Magii powoli zapełniało się ludźmi. Harry właśnie zmierzał na konferencje z Ministrem. W sali siedzieli już wszyscy dyrektorzy i szefowie. Na miejscu szefa departamentu przestrzegania prawa siedziała Hermiona. Wiedział, że szef wysyłał zawsze Zabiniego, ale nigdy nie wiedział kim ON jest. Jednak, kiedy wczoraj usłyszał rozmowę Hermiony i Blaise'a domyślił się kto jest jego szefem. Usiadł na swoje miejsce, a gdy zjawił się minister zaczęli konferencję, która trwała dwie godziny. Podczas niej wszyscy przedstawiali swoje statystyki i plany pracy.  Po owym czasie wszyscy zaczęli wychodzić. Hermiona wyszła pierwsza, a zaraz za nią Harry. Dogonił ją dopiero w windzie. 
-Możemy pogadać?-zapytał.
-A mamy o czym?
-Ja sądzę, że jest wiele rzeczy, o których powinniśmy pogadać. 
-Ja tak nie sądzę-stwierdziła wychodząc na korytarz. Chciała iść do swojego gabinetu, ale poczuła jak Harry łapie ją za nadgarstek i po chwili stała przyciśnięta do ściany. 
-Mamy o czym i ty dobrze o tym wiesz.
-A co ja mam Ci powiedzieć? 
-Najlepiej prawdę. 
-Ale nie tutaj. 
-A czemu nie? Może znowu masz zamiar uciec, co?
-Nie rób scen. Nie mam ochoty być tematem plotek w całym ministerstwie. Bądź za pół godziny w moim gabinecie. 
-Okey-Granger szybko odeszła do swojego gabinetu. Zamknęła się tak i zaczęła płakać. 
Harry natomiast wyszedł z ministerstwa, żeby ochłonąć. 
Pół godziny dłużyło się strasznie. Hermiona siedziała przy swoim biurku, kiedy weszła jej sekretarka i spytała czy ma wpuścić Pottera. Wybraniec wszedł i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na przeciwka niej.
-Wytłumaczysz mi?-poprosił. 
-Tak. Ale nie miej do mnie potem żalu, że niszczę Twoje życie. Pamiętasz ostatni mecz Qiudditcha w Hogwarcie, który wygraliście?
-No, tak.
-A impreze po nim?
-Po części. 
-Ale nie pamiętasz co było po niej, prawda?
-Nie bardzo. Za dużo w tedy wypiłem. 
-Ja też. Ale przypomniałam sobie wszystko, kiedy obudziłam się obok Ciebie. 
-My w tedy...?
-Przespaliśmy się ze sobą. Ja zaszłam w tedy w ciąże. 
-Julia jest moją córką, tak? 
-Skąd...?
-Nie ważne.
-Tak, jest Twoim dzieckiem.
-Ale dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Bo się bałam. Zakochałam się w Tobie, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. 
-I wolałaś przemilczeć ten fakt? 
-Harry, ty byłeś Wybrańcem, a ja kim?
-Kobietą, która mnie w sobie rozkochała-szepnął przykucnąwszy przed nią. Złapał jej ręce i spojrzał w oczy.-Nie rozumiesz, że cały ten czas Cie kochałem? Nie widziałaś, że się starałem. 
-Harry...
-Kocham Cię, rozumiesz? Was kocham. Daj mi ostatnią szansę. Stwórzmy razem rodzinę. 
-A jesteś w stanie mi to wybaczyć? 
-Kochanie, ja nie mam Ci niczego za złe-oświadczył i przyciągnął Hermionę do siebie, przez co oboje spadli na podłogę. Jednak nie bardzo im to przeszkadzało.

***
   Stał ubrany w czarny garnitur. Obok niego stał Draco, który co jakiś czas klapał go po ramieniu. Kościół był pełen gości. Ślub Harry'ego Pottera i Hermiony Granger był największym wydarzeniem roku w świecie czarodziei. Nawet ślubem Dracona i Luny prasa tak się nie przejęła. Hermiona szła pod rękę ze swoim tatą, ubrana w białą suknię. Pan Granger odstawił córkę pod ołtarz i usiadł obok żony i wnuczki. Po chwili zjawił się ksiądz i świadkowa panny młodej, którą była Pansy Parkinson. 
-Czy ty, Harry Jamesie Potterze, bierzesz sobie za żonę obecną tu Hermionę Jean Granger?-zapytał ksiądz.
-Tak.
-Czy ty, Hermiona Jean Granger, bierzesz sobie za męża obecnego  tu Harry'ego Jamesa Pottera?
-Tak. 
-Na mocy nadanej mi przez Boga, ogłaszam Was mężem i żoną. Macie obrączki?-Harry spojrzał na Dracona, który jako świadek miał je trzymać, ale ten tylko zrobił osłupiałą minę, a kiedy Potter posłał mu mordercze spojrzenie uśmiechnął się do niego głupio i wyciągnął z kieszeni marynarki dwie obrączki i podał czarnowłosemu, który jako pierwszy włożył ją na palec małżonki, a gdy ona zrobiła to samo ksiądz dodał:-Możesz pocałować pannę młodą-Harry przyciągnął do siebie swoją żonę i mocno pocałował. Wszyscy obecni zaczęli klaskać.

○○○○○○○○

Jest już miniaturka. Chciałam ją dodać dopiero 31.08, ale tak mi się jakoś wzięło i napisało to dzisiaj. Co do rozdziału, to on może ukazać się dopiero w niedzielę z przyczyn związanych z moją głową, która nie ma ochoty wymyślić nic do rozdziału. Ale mam pomysł, żeby napisać go w pierwszej osobie. 
Mam nadzieję, że miniaturka Wam się podoba. 
Pozdrawiam, 
Alex_x.

PS Znalazłam dzisiaj na necie fajną rzecz. Mianowicie tłumaczenie imion.
Hedwiga-Jadwiga
James-Jakub
George-Jerzy
Blaise-Błażej
Harry-Henryk 
Lily-Lidia
Polew mam z tego.  :D

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 2 (25)

   Obudził go płacz dziecka. Podniósł głowę i ujrzał Hermionę śpiącą na jego torsie. Delikatnie przeniósł jej głowę na poduszki. Sam ubrał się szybko i przeszedł do pokoju swojego syna. Chłopiec smacznie spał i nie było widać, żeby płakał. Zamrugał kilka razy i wrócił do sypialni. Gdy tylko zamknął drzwi, przed łóżkiem ujrzał Davida bawiącego się klockami. Złapał się za głowę i potrząsnął nią. Chłopiec zniknął, jednak w Harry'm nadal zostało to dziwne uczucie. Położył się do łóżka i przytulił do narzeczonej, usilnie próbując zasnąć, ale w ogóle mu to nie wychodziło. Cały czas wiercił się na łóżku. Po kilku minutach Hermiona obudziła się i spojrzała na chłopaka, który aktualnie leżał twarzą do niej.
-Co się stało, kochanie?-zapytał z troską.
-Wiercisz się jak jakaś księżniczka na ziarnku grochu.
-Przepraszam, miałem zły sen.
-I dlatego postanowiłeś zrobić sobie wycieczkę po domu?
-Nic się przed tobą nie ukryje?
-Jak widzisz. To o co chodzi?
-Obudziłem się bo usłyszałem płacz dziecka i pomyślałem, że mały się obudził.
-Gdyby mały zaczął płakać, też bym się obudziła. Harry, może powinieneś pogadać z rodzicami, oni na pewno będą wiedzieć o może chodzić.
-Ja nie wiem co się ze mną dzieje.
-Kochanie, to nic strasznego, że masz czasem koszmary. Ja je też miewam.
-Ja ich nie mam czasem, tylko codziennie.
-Ale jakoś wcześniej nie miałem problemu, żeby z powrotem zasnąć.
-Jak to wcześniej?! Mogłeś mi chociaż powiedzieć.
-Miona, ja nie chciałem Cię martwić.
-Och... i najlepiej było mi powiedzieć o tym, że nie potrafisz spać, kiedy ja sama się zorientuję, tak?
-Nie. Czy my musimy się codziennie o coś pokłócić?
-To po co mnie denerwujesz?
-Ja? Ciebie? Żartujesz sobie ze mnie?
-Ja? Z Ciebie? Wolne żarty.
-Ale ty jesteś nieznośna.
-Odezwał się ten najbardziej znośny.
-Oj, zamknij się-zanim zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć, przycisnął swoje usta do jej i pocałował. Przytulił się do niej, a ona pocałowała go w policzek i oboje zasnęli.
Nazajutrz Hermiona obudziła się, kiedy usłyszała płacz dziecka. Wstała z łóżka i szybko przeszła do pokoju synka. Chłopiec już nie spał i teraz patrzył na młodą kobietę swoimi czekoladowymi oczkami, w których było widać ślady po łzach. Chwyciła dziecko na ręce i uśmiechnęła się do niego. Zeszła na dól do kuchni i posadziwszy Davida na krzesełku dla dzieci wzięła się za robienie śniadania. 
W tym samym czasie Harry wstał właśnie z łóżka i zamierzał zejść na dół, kiedy rozbolała go głowa. Nie zważając na ból zszedł do kuchni, gdzie Hermiona czytała właśnie gazetę, a David pił jakiś napój z butelki. Podszedł do narzeczonej i pocałował ją w policzek, a potem to samo zrobił z synem. Usiadł przy stole i spojrzał ponownie na Granger. 
-Jak się czujesz?-zapytała.
-Dobrze-odpowiedział, ale jak na złość poczuł jakby  ktoś uderzył go młotkiem w głowę i lekko skrzywił się z bólu. Hermiona wywróciła oczami i pokręciła głową z politowaniem. 
-Właśnie widzę.
-Tylko trochę boli mnie głowa.  
-Tylko?
-Dobra, czuję się jak ty, kiedy byłaś w ósmym miesiącu ciąży. 
-Z kim mnie zdradzasz?-na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jednak Potter nie podzielał jej poczucia humoru.  
-Tak Cię to śmieszy?
-Kotek, ale naprawdę nie musiałeś dorzucać do swojego stanu zdrowia mojej ciąży. Weź eliksir przeciwbólowy i połóż się.
-Muszę być dzisiaj u Ministra. A potem jeszcze mam sprawę z Draconem do załatwienia. 
-Patrz, a jeszcze parę tak temu powiedziałabym, że boję się, że zdradzisz mnie z jakąś laską, a teraz boję się, że Draco Malfoy zastąpi moje miejsce.
-Widzę, że poczucie humoru Cię nie opuszcza, co?
-Jest na swoim miejscu. Weź ten eliksir-dodała widząc kolejny grymas bólu na twarzy czarnowłosego.
-Nie pomoże. 
-Skąd to wiesz?
-Bo to nie pierwszy raz. Jak byłaś w szpitalu, ja to miałem prawie cały czas. Widziałem Ciebie w drzwiach, ale tak na prawdę to było tylko złudzenie.
-Harry, to jest nieracjonalne. 
-Ale ja nie wiem co to znaczy.
-Porozmawiaj z rodzicami. Już Ci wczoraj mówiłam.
-Kotku, ja nie mam teraz na to czasu. Muszę załatwić te sprawy z ministrem i jeszcze nasz ślub.
-Jak tak dalej pójdzie, to ślub będzie, ale chyba w kostnicy, albo na cmentarzu.
-Kicia, będzie dobrze. Przecież nie umieram.
-Zawsze tak mówisz, wiesz?
-Ja tylko nie chcę, żebyś się denerwowała. Wezmę sobie jutro wolne i pogadam z mamą, okey?
-Twoi rodzice przychodzą dzisiaj na kolację razem z Syriuszem.
-Nie jutro?-Hermiona pokręciła tylko głową. Żadne z nich nie odzywało się przez cały czas. Koło 9 Harry zaczął zbierać się do pracy i kiedy wychodził pożegnał się z narzeczoną i synkiem, po czym teleportował się do ministerstwa. Granger w tym czasie umówiła się z Luną na zakupy. Zanim wyszła posprzątała w sypialni. Chowając papiery Harry'ego do jego szuflady natknęła się na jego wyniki badań. Zastanawiała się przez chwilę, czy ma je przeczytać, ale jej ciekawość zwyciężyła i spojrzała na nie. Przejrzała je szybko i przerażona schowała na miejsce. Teleportowała się z Davidem do Dziurawego kotła, gdzie czekała na nią Lovegood. Przywitała się z nią i razem wyszły na Pokątną. Luna była matką chrzestną młodego Pottera i za każdym razem kiedy się z nim widziała rozpieszczała go. Weszły do jednego ze sklepów i zaczęły przeglądać pułki.
(Perspektywa Harry'ego)
    Gdy tylko teleportowałem się do ministerstwa od progu mojego gabinetu zostałem zasypany stosem nowych spraw. Minister czekał już na mnie w swoim gabinecie, a ja miałem mnóstwo papierkowej roboty. Czasem już nawet żałuję, że zgodziłem się przyjąć posadę szefa aurorów. Głowa bolała mnie coraz bardziej. Chociaż obiecałem Hermionie, że wezmę ten eliksir i tak go nie wziąłem. Po jaką cholerę mam brać coś co i tak nie pomaga? Plusem mojej pracy była sekretarka. W sumie i tak nie była mi potrzebna, bo wszyscy walili do razu do mnie. Już zanim zdążyłem usiąść, do gabinetu wszedł Kingsley Shacklebolt, nowy Minister Magii. Cóż za zaszczyt. Przypomniał mi o konferencji prasowej za dziesięć minut i już go nie było. Pozbierałem swoje najważniejsze papiery i wyszedłem. Na każdej takiej konferencji niby udaje, że coś notuję, a tak na prawdę przeglądam papiery z biura. Podczas konferencji nawet ściana wydaje się być intrygująca. Wszedłem do windy, która miała zawieść mnie do sali konferencyjnej. Jakoś po ostatnim spotkaniu z dementorem patrolującym schody, unikałem tego miejsca.  Kiedy w końcu znalazłem się  w sali zająłem swoje  miejsce. Znowu Skeeter. Ta baba nigdy nie odpuści. Niby taka wielka czarownica, a nawet nie zarejestrowała się jako animag. Zwolennik ministerstwa, normalnie.
Po godzinie miałem już serdecznie dość. Zniosę pytania o te otwarte sprawy. Ale jak można pytać o sprawę, która nie jest nawet w ministerstwie?
-Panie Potter, można?-usłyszałem głos Skeeter.
-Naturalnie-odpowiedziałem, chociaż miałem ochotę ją olać.
-Czy to prawda, że pana narzeczona ma romans z Draconem Malfoy'em?
-Przepraszam? Nie bardzo rozumiem, jaki to ma związek z dzisiejszą konferencją.
-Proszę odpowiedzieć.
-Nie mam tak dobrych informacji jak pani.-Chciało mi się śmiać, ale nie wypadało. Nie przy ministrze. Hermiona i Draco. Błagam. Jeszcze mnie w Azkabanie zamkną za zamordowanie ludzi śmiechem. Merlinie.
-Mam jeszcze jedno pytanie.
-Słucham z uwagą.
-Czy syn pana narzeczonej jest dzieckiem pana Malfoy'a?-po jej pytaniu zakrztusiłem się wodą, którą właśnie piłem. Skąd ta baba bierze takie pytania?-Nie odpowie pan?
-Oczywiście, że odpowiem na to, jakże bezsensowne pytanie. Co do tego czy David jest moim synem, nie mam żadnych wątpliwości. Draco jest jedynie jego ojcem chrzestnym.
-Nie martwi pana jego przywiązanie do dziecka?
-Nie szczególnie. Sam jestem przywiązany do mojego chrześniaka, więc nie rozumiem skąd to pytanie.
-Dobrze pan rozumie.
-Nie bardzo.
-Skończmy już tę dyskusję-wtrącił się Kingsley. Chwała Merlinowi, że to zrobił, bo bym chyba zabił tę kobietę. -Jeśli to wszystkie pytania, dotyczące pracy biura aurorów, kończymy.
Zebrałem swoje rzeczy i jak najprędzej opuściłem salę konferencyjną. Szybko udałem się do swojego biura. Uporałem się ze wszystkimi papierami i chciałem wyjść, kiedy pojawił się minister.
-O co chodzi, panie ministrze?
-Nie musisz tak oficjalnie, Harry.
-Faktycznie.
-Mam do Ciebie ważną sprawę.
-Słucham.
-Potrzebujemy kogoś do Departamentu Przestrzegania Prawa, jako szefa. Pomyślałem o Hermionie, bo słyszałem, że zwolnili ją z Munga.
-Musiałbyś z nią pogadać, bo nie ode mnie zależy, czy ona chcę dalej pracować.
-Mógłbyś poprosić ją, żeby przyszła do mnie. Jeśli oczywiście jest zainteresowana, a jeśli nie, to znajdę kogoś innego.
-Oczywiście.
-Mam jeszcze do Ciebie prośbę. Za trzy miesiące odchodzę z ministerstwa i chciałbym, żebyś zajął moje miejsce.
-Ja mam być ministrem?
-Doskonale się do tego nadajesz.
-Ja się wcale do tego nie nadaję. Mogę wiedzieć dlaczego odchodzisz?
-Problemy ze zdrowiem. Ale, Harry, pomyśl o rodzinie. Jako minister nie będziesz musiał siedzieć tu tak długo, tak jak teraz.
-Dasz mi się zastanowić.
-Daj mi znać jak najszybciej.
-Jasne. Mogę wziąć jutro wolne?
-Ty tu jesteś szefem.
-Dzięki-Kingsley wyszedł, zostawiając mnie z tym wszystkim samego. Ja mam być ministrem? Ja się na tym wcale nie znam.
Wyszedłem z biura punkt 17 i teleportowałem się do domu, wcześniej ogłosiwszy pracownikom, że mnie jutro nie będzie. Głowa dalej mnie bolała, a wszystkie sprawy z dzisiejszego dnia wydawały się rozsadzać mi mózg. Przez to zamiast do domu, trafiłem do domu Syriusza. Pogadałem z nim trochę i pieszo udałem się do domu. Hermiona siedziała z Pansy na kanapie i plotkowały. Jak to kobiety. Mój maluszek siedział na fotelu i bawił się książeczkami. Od zawsze wiedziałem, że szybko zacznie interesować się książkami, jak jego mama. Usiadłem na oparciu fotela, w którym siedział David i wziąłem go na ręce. Hermiona i Pansy nawet mnie nie zauważyły. Normalnie jakbym miał na sobie Pelerynę-Niewidkę. Albo przez ten ból głowy, stałem się niewidzialny? Nie, no. W tedy to nawet mój rodzony syn, by mnie nie zobaczył. Obudziły się dopiero, kiedy jęknąłem, jak David mnie ugryzł. O mało nie dostały zawału.
-Co ty tu robisz?-zapytała Pansy.
-Ja? Do tej pory myślałem, że mieszkam. Ale Twoje pytanie każe mi się nad tym zastanowić.
-Miałeś być później-zauważyła Hermiona.
-Miałem, ale jestem normalnie.
-Boli Cię jeszcze głowa.
-Nie.-Kłamstwo ostatnio łatwo mi przychodziło. Sam się dziwię.-Gadałem dzisiaj z Kingsley'em. Ma dla Ciebie świetną propozycję.
-Dla mnie?
-Chce żebyś została szefową departamentu przestrzegania prawa.
-Czemu ja?
-Bo ja wiem? Jeśli chcesz, to prosił, żebyś przyszła do niego, któregoś dnia. Nie będę wam przeszkadzał i tak mam trochę papierków.
-A uśpiłbyś Davida?
-Czego się nie robi dla pięknych kobiet.
-Kocham Cię.
-No przecież wiem-odparłem, po czym razem z synem wszedłem na piętro do mojej sypialni. Nie miałem zamiaru niczego robić, tylko trochę poleżeć. Uśpiłem Davida i sam siebie przy okazji. Kołysanki nie są dla mnie.

<<<>>>

Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodobał, bo trochę mi zajęło, jego napisanie. Muszę przyznać, że pisanie w pierwszej osobie idzie mi dużo prościej nić w trzeciej. 
Co do kolejnego rozdziału. Jeśli pod tym  rozdziałem będą trzy komentarze, dodam go jeszcze w wakacje, a jeśli nie to dokładnie nie wiem, bo szkoła się zaczyna, a ja obiecałam, że będę się lepiej uczyć i w ogóle.
Zapraszam jeszcze do wzięcia udziału w głosowaniu. 

Pozdrawiam,
Ale_x. 
  

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 1 (24).

Postanowiłam zmienić trochę Epilog, więc nie liczę go jako rozdział. Nie miejcie mi tego za złe, ale moje zainteresowania uległy zmianie. Niegdyś znienawidzony Malfoy stał się jednym z ulubionych bohaterów. Więc nie było innej opcji, żeby nie wystąpił jako dobry bohater. 

______________________________________________________________


   Wojna zmieniła każdego. Nikt już nie był taki sam. Wrogowie stali się przyjaciółmi, a Ci, którym tak bardzo się ufa, nadużywają zaufanie, w efekcie czego, kończy się wielkie uczucie, zwane potocznie przyjaźnią. Ale czy właśnie tak, powinno się skończyć coś, co może trwać wiecznie? Właściwie tylko to,  co prawdziwe, nigdy nie przemija.
   Od bitwy o Hogwart minęło już dwanaście miesięcy. Nikt nie wiedział co dzieje się ze Śmierciożercami, którzy uciekli dementorom. Choć było ich naprawdę niewiele, aurorzy wzmocnili ochronę w świecie czarodziei. Sam szef biura, którym został Harry Potter, bał się o swoją rodzinę.
    Tego dnia wrócił z pracy półgodziny wcześniej. Prosto z biura teleportował się do domu rodziców, gdzie, razem z Hermioną zostawiali swojego synka, Davida, kiedy osiemnastolatka miała dyżur u Munga, wtedy kiedy Harry musiał być w pracy. Chłopak stanął tuż przed drzwiami domu rodziców. Pukając wszedł do środka. W salonie na kanapie siedzieli państwo Potter. Przytuleni do siebie oglądali jakiś film w telewizji. Czarnowłosy podszedł do kanapy i usiadł na jej skraju. Przez chwilę wpatrywał się w ekran telewizora. 
-Dziwny ten film-stwierdził po kilka minutach, na co jego rodzice wzdrygnęli się i szybko odwrócili w stronę syna.
-Co ty tu robisz?-zdziwiła się Lily.
-Przyszedłem do syna. Co w tym takiego dziwnego?
-Ale Hermiona zabrała go dwie godziny temu. W domu jej nie ma?
-Nie wiem. Z biura teleportowałem się do Was. Idę już do siebie. Cześć.
-Cześć-chłopak aportował się do swojego domu.
W przedpokoju wisiała kurtka Hermiona i Dawida. Harry udał się do salonu. Na dywanie za kanapą bawił się czteromiesięczny chłopczyk z czarnymi włoskami i czekoladowymi oczkami. Potter podszedł do niego, chwycił ucieszonego chłopczyka na ręce i razem z nim podszedł do kanapy. Na niej spała Hermiona. Osiemnastolatek przykucnął przy narzeczonej sadzając dziecko na kalanach. 
-Hej, kochanie-szepnął tuż przy uchu Hermiona, głaszcząc ją po policzku. Po liklu sekundach dziewczyna otworzyła zaspane powieki.-Coś Ci się chyba przysnęło, nie?
-Która godzina?
-Siedemnasta za pięć.
-Czemu tak wcześnie wróciłeś? Myślałam, że będziesz później.
-Załatwiłem wszystko wcześniej i wróciłem. Chciałem odebrać małego od rodziców i zrobić Ci niespodziankę, ale mama powiedziała, że odebrałaś  go dwie godziny temu. Stało się coś, kotek?
-Tylko trochę źle się poczułam i mnie zwolnili wcześniej.
-A jak się teraz czujesz?-w oczach chłopaka pojawiła się troska, jaką znali tylko nieliczni. 
-Trochę lepiej. Chcesz coś do jedzenia?-Hermiona chciała już wstać, kiedy Harry usiadł z Davidem obok niej. Chłopczyk przytulił się do mamy, a osiemnastolatka go objęła.
-Kochanie, co się stało.
-Nic, nie wiem o co Ci w ogóle chodzi/
-Widzę, że coś jest nie tak, ale nie wiem co.
-Wszystko jest okey. Harry, naprawdę. Nie masz się o co martwić.
-O co to może nie, ale o koga mam.
-Nic mi nie jest.
-Tak? To może pogrzebie Ci w głowie, to w tedy się dowiem, co?
-Przestań. Mam Cie dość.
-Lubię jak się denerwujesz.
-Och, świetnie.
-Gadaj co się stało, albo naprawdę...
-Straciłam pracę. Zadowolony?!
-I o to tyle fochów?
-Tyle fochów?! Czy dla Ciebie ważne jest tylko to, żebyś miał wymarzoną pracę?! Nic innego się nie liczy?!
-Nie krzycz.
-A może ja mam ochotę sobie pokrzyczeć?
-Nie rozumiem. Ostatnio mówiłaś, że nie dajesz już rady, a teraz krzyczysz do mnie, bo Cie zwolnili. Weźże mi wytłumacz, o co Ci chodzi?
-Nie krzycz na mnie.
-Ja wcale na Ciebie nie krzyczę, tylko spokojnie pytam. Wytłumacz mi dlaczego nie możesz zostać w domu.
-Bo nie.
-Ale mi odpowiedź. Normalnie, jakby cały świat tak odpowiadał, mielibyśmy bogate słowniki.
-Musisz ze mnie drwić?
-Przestań w końcu robić ze mnie najgorszego. Ja chcę się tylko dowiedzieć, dlaczego nie możesz zostać w domu? Może tobie chodzi o to, że nie damy rady z kasą, co?
-Tak, właśnie o to mi chodzi. Boję się, że Tobie się znudzi i mnie zostawisz, a ja nic nie będę miała.
-Kochanie, ale dobrze wiesz, że Cie nie zostawię. Nawet jakbyś w ogóle nie mogła znaleźć pracy. Mi nie zależy na tym, żebyś pracowała. Za dwa tygodnie mamy wziąć ślub, tak?
-Tak.
-I musimy się kłócić? Kochanie, ja nie chcę, żebyś ty musiała się przeze mnie denerwować, ale błagam Cię. Nie musisz mnie denerwować.
-Przepraszam. Ja nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić.
-Rozumiem. A nasz kochany śpioch nie powinien iść spać?
-Chyba powinien-zaśmiała się Hermiona i spojrzała na swojego synka, który właśnie zasnął w jej objęciach. Razem z Harry'm zaniosła go do jego pokoiku. Chłopiec nawet się nie obudził, gdy przebrali go w śpioszki. Harry przepuścił Hermionę w drzwiach. Gdy tylko znaleźli się na korytarzu, chłopak przygwoździł szatynkę do ściany i zaczął namiętnie całować, co odwzajemniła. Jego ręce znalazły się szybko na jej płaskim brzuchu, gładząc go delikatnie. Ona natomiast wplotła palce lewej ręki w jego włosy, a drugą położyła na jego karku. Po kilka minutach złapał ją za biodra i pokierował się do sypialni zamykając za sobą drzwi.





______________________________________________________________

Przepraszam, że tak krótko, ale rozdział napisałam od nowa i zajęło mi to cztery godziny, a dodatkowo moja mama faszeruje mnie jakimiś tabletkami, które przepisał mi lekarz i źle się czuję, bo ciągle chce mi się spać. Następną notkę dodam 20.08., ale tylko jeśli pod tą będą przynajmniej dwa komentarze.  
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.

Pozdrawiam,
Alex_x.  

sobota, 10 sierpnia 2013

Sowa (już nie pamiętam która)

   Przejdę od razu do rzeczy. Pierwszy rozdział jest już gotowy, ale niestety na tablecie. Niestety, ponieważ mój kuzyn postanowił dzisiaj zrobić sobie z niego zabawkę (ale czego się dziwić po czterolatku?). Chciałam już dziś go dodać, ale nie wyjdzie. Jedyną kopię jaką posiadam, mam na taty loptopie, ale on jest  w delegacji i nici z tego, żeby mi go dał. Kochany ojczulek wraca dopiero 15.08, więc w tedy ukaże się rozdział. Przepraszam Was za to i mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać. 
Zapraszam Was też na rozdział 5 na Harry Riddle.

sobota, 3 sierpnia 2013

Miniaturka 1.

Z bezpieczeństwa. 




   Kochał ją, jednak zawsze wiedział, że nigdy nie ma już u niej szans. Stchórzył i zostawił ją samą, kiedy potrzebowała go najbardziej. Gdy jej rodzice zginęli, a ona musiała zająć się swoją pięcioletnią siostrą. Zrozumiał jaki popełnił błąd, kiedy tylko dowiedział się, że straciła dziecko. Jego dziecko. Wtedy nie wiedział jaką krzywdę jej sprawił. Minęły trzy tygodnie, a on po prostu wyjechał. Co miał innego zrobić dla jej bezpieczeństwa? Nie wyobrażał sobie bez niej życia. Nigdy nie chciał bez niej żyć. Miał się jej oświadczyć, wziąć ślub i już przez resztę ich dni martwić o siebie wzajemnie i ich dzieci. Z wszystkiego nici, bo on nie potrafił walczyć z ojcem. Wolał jej bezpieczeństwo niż szczęście.
Po miesiącu stracił już wszystko co miał. Dziewczynę, z którą chciał stworzyć rodzinę, ojca chrzestnego, któremu tak wiele zawdzięczał. Dziś był jego pogrzeb. Stał jako ostatnia osoba na ciemnym cmentarzu. Był październik, a słońce nie świeciło już tak mocno jak wcześniej. Ubrany w czarny garnitur i płaszcz tego samego koloru. Samotne łzy moczyły jego blade policzki. Kiedyś starłby je z prędkością światła, bo wstydził się jedynej oznaki słabości, ale od pewnego czasu, wcale nie widział w tym nic złego. Wręcz przeciwnie. Pogrążony w myślach nie usłyszał nawet jak ktoś do niego podchodzi. Zorientował się dopiero kiedy poczuł czyjąś ciepłą rękę na swojej chłodnej. Spojrzał na przybysz, którym okazała się piękna szatynka o czekoladowych oczach.
-Przykro mi, Harry-odezwała się młoda dziewczyna. Doskonale wiedziała ile on dla niego znaczył.
-To mnie jest przykro, Hermiona. Uciekłem jak zwykły tchórz. Tchórz, którym byłem i będę całe życie.
- Wiem o wszystkim.
-Wiesz,że nie potrafiłem zawalczyć o Ciebie, o nas, o dziecko? Ty mnie próbowałaś zmienić i na prawdę myślałem, że tego dokonałaś, ale ja ciągle tym samym zapatrzonym w siebie kretynem.
- Chciałeś mojego bezpieczeństwa.
-Chciałem, żebyś miała to, czego tylko zapragniesz, a dałem tylko za wiele cierpienia. Więc wybacz, ale mężczyzna ze mnie kiepski.
- Możemy stąd iść? Trochę mi zimno, a chce z Tobą pogadać, dobrze?
-Jasne. To może do jakiejś kawiarenki?
- A możemy do mnie? Zaraz Draco przyprowadzi Emme i muszę być.
- W takim razie chodźmy do Ciebie.
Po piętnastu sekundach stali przed domem Hermiony. Dziewczyna zaprosiła Harry'ego do salonu, a sama poszła zrobić herbatę, a kilka chwil później do salonu wpadła śliczna blondwłosa pięciolatka o niebieskich oczach.
- Harry!-krzyknęła i powiesiła się na szyi chłopaka, który mocno ją przytulił.
- Tęskniłem za tobą, wiesz, bąblu?
- Ja za tobą też. Myślałam, że nas zostawiłeś na zawsze.
-Ale jestem i będę Cie teraz często odwiedzał, stoi?
-Pewnie. A gdzie Hermiona?
- W kuchni. Idziemy do niej?
-Yhy... A powiesz jej, że ją kochasz? Ona za Tobą płacze w nocy.
-Powiem, ale ona mnie nie posłucha.
-Posłucha, bo ona wszystkich słucha.
-Jeśli tak twierdzisz, to zapewne masz racje- po niecałej minucie stali w kuchni i przeglądali się dwudziestoletniej dziewczynie. Czarnowłosy z utęsknieniem patrzył na jej ciało. Nigdy nie miał ochoty jej opuszczać, ale gdy miał wybrać między szczęściem, a bezpieczeństwem, wybrał drugą opcję. I wcale nie chodziło o jego bezpieczeństwo, a o jej. Teraz, z perspektywy czasu zastanawiał się czy miał szanse zawalczyć o ich miłość i dać jej to, czego zapragnie. Jednak nie dał.
-Harry, czy, z łaski swojej możesz przestać gapić się na mój tyłek?- z zamyślenia wyrwał go głos Hermiony i dopiero teraz zauważył, gdzie utkwił swój wzrok.
-Przepraszam, zamyśliłem się.
-Miałeś jej coś powiedzieć- przypomniała mu Emma.
-Co miałeś mi powiedzieć?-zapytała dziewczyna.
-Mała- Potter zwrócił się do pięcioletniej dziewczynki,-idź na moment do salonu- dziecko zeskoczyło z rąk chłopaka i weszło z powrotem do salonu.-Hermiona, ja...
-Co, ty? Znowu zaczynasz się jąkać?
-Chciałem Ci powiedzieć, że Cię kocham. Ale właściwie to nie wiem po jaką cholerę, bo...
-Bo jesteś kretynem? Znam te wersję. Jak i wiele innych też. 
-Nie chciałem tego.
-Będziesz jeszcze długo gadał?- zapytała podchodząc do niego bliżej.
-Nie, już skończyłem.
-To teraz mnie pocałuj-chłopak nic nie odpowiedział, tylko wpił się w  jej wargi i załapał z talii. Ona zarzuciła mu ręce na szyję i jeszcze bardziej pogłębiła pocałunek.-Teraz nie dam Ci tak łatwo odejść -oznajmiła między pocałunkami.
-Nie mam ochoty. 
-To mnie cieszy.

***


     Stał w kościele, ubrany w białą koszulę i czarny garnitur. Obok niego czekał ksiądz i Draco, który był jego świadkiem. Hermiona, ubrana w białą suknię, szła pod rękę z Ronem. Przed ołtarzem puścił ją i sam usiadł do ławki obok Luny i Emmy. Cała ceremonia trwała niecałą godzinę, po czym wszyscy udali się do restauracji.
    Harry i Hermiona nigdy wcześniej nie byli tak szczęśliwi jak teraz. Po roku od ślubu urodził im się sym, James, a trzy lata później córka, Lily.


•••


Mam nadzieje, że wam się spodobała. Pierwszy rozdział kontynuacji pojawi się prawdopodobnie 10.08.2013r. Serdecznie zapraszam. 

Obserwatorzy